Tadeusz Stabach – pełen kolorytu bluesowy badacz codzienności | Mława

Wielkość czcionki

Tłumacz Zamigam

Mława

Twoje miejsce.
Twój czas.

Tadeusz Stabach – pełen kolorytu bluesowy badacz codzienności

Urszula Adamczyk / 21 maja 2023

 

Z laureatem tytułu Mławianin Roku 2022, prezesem stowarzyszenia Mława – Miasto Zabytkowe, Tadeuszem Stabachem, rozmawia Magdalena Grzywacz.

Otrzymałeś nominację, a następnie, decyzją kapituły, zostałeś uhonorowany tytułem Mławianina Roku 2022. Co to dla ciebie znaczy?

Nagroda jest wyjątkowa. Już to, jak zacni mławianie zostali nią wcześniej uhonorowani, świadczy o jej prestiżu. Przyznania tytułu nie traktuję jednostkowo. Jestem członkiem grupy ludzi kochających nasze miasto, członkiem stowarzyszenia Mława – Miasto Zabytkowe i odbieram to jako wyróżnienie całej naszej grupy, całego stowarzyszenia. I myślę, że tylko dlatego, iż jestem prezesem przez wybór kolegów, bardzo łaskawy, spłynął na mnie ten splendor.

Jesteś współtwórcą stowarzyszenia. Jaka jest jego geneza, jak to wszystko się zaczęło?

Początki to był lipiec 2012 roku. Czyli rok ubiegły, ten, za który otrzymałem nagrodę, był rokiem jubileuszowym – świętowaliśmy 10-lecie. W 2012 Robert Zaborowski założył stronę i szukał ludzi, którzy podobną, historyczną pasją chcieliby się podzielić z innymi. Praktycznie następnego dnia spotkaliśmy się w czwórkę, czyli Robert Zaborowski, moja skromna osoba, Jarek Janiszewski i Zbyszek Grzemski. I wciąż jakby stanowimy trzon tej grupy, trwamy do dzisiaj. W rożnych okresach dołączali do nas różni koledzy. Małżonki nasze i partnerki wspierają nas mocno i dzięki nim jest nas dwa razy więcej w działaniach. Każdy ma jakąś rolę, zadania, wynikające z predyspozycji i pasji, upodobań. Nie tylko tych historycznych. Są to np. rzeczy organizacyjne, techniczne – każdy z nas dorzuca swoją działkę do wspólnej sprawy.

A ty, gdybyś miał stworzyć swój krótki biogram, jakbyś się scharakteryzował?

Bardzo lubię przeglądać kroniki, stare gazety, poznawać prawdziwe życie naszej starej Mławy. To zwykłe rzeczy, które się zdarzają każdego dnia: wypadek, ktoś się pokłócił, coś się zadziało, ktoś dostał nowe stanowisko. Ostatnio czytałem o młodej, żydowskiej rodzinie, która przyjechała do Mławy zaraz po studiach. Przybyli do nas z Łodzi z pierwszym aparatem rentgenowskim do zębów. Szkoda, że nie doczekał się ich słynny kupiec Baburin, który kilka lat wcześniej musiał się wynieść z Mławy, właśnie ze względu na uciążliwy ból zębów. Był zmuszony szukać pomocy u siebie, w Rosji. Historie są przeróżne, przedziwne, a każda z nich świadczy o tym, jak nasze miasto funkcjonowało. I to jest właśnie ta działka, która mnie najbardziej interesuje.

Czyli można by cię nazwać badaczem życia codziennego Mławy.

Bo to życie codzienne przynosi tyle informacji. To jest tak, jak ze zdjęciem. Jeden spojrzy na fotografię i powie: parę osób stoi – na tym koniec. A ja spojrzę na zdjęcie i czasami przez godzinę mogę opowiadać, co się na tam dzieje. Każde zdjęcie to dłuższa historia, tylko trzeba umieć patrzeć.

Jesteś też kolekcjonerem?

Koledzy zajmują się materialnym zbieraniem pocztówek i zdjęć. Ja mam zbiór w wersji cyfrowej.

Ale na pewno jesteś przewodnikiem po Mławie. Co lubisz ludziom pokazywać w naszym mieście?

Coraz mniej jest rzeczy do pokazywania, ale w tym co jest, co pozostało, jest też wiele historii i opowiadań. Zdarza nam się dotrzeć do zdjęć bezpośrednio związanych z ludźmi, którzy nas odwiedzają. Okres pandemii trochę to spowolnił, ale wciąż przybywają do nas osoby, które chcą odkryć historie swoich rodzin. Ubiegły rok też był ciekawy. Przyjechała pani ze Stanów Zjednoczonych, która szukała śladów swojego dziadka. Pani mieszka w muzycznie najbliższym memu sercu miejscu – w Nashville w Tennessee. Oprowadzaliśmy też dużą grupę Stowarzyszenia Inżynierów i Mechaników z Olsztyna. Przybyli do nas kilkoma samochodami zabytkowymi. Z Robertem Zaborowskim pokazywaliśmy im mławską linię obrony i nasze miasto. Mławę wcześniej omijali, przejeżdżając obwodnicą. Szokiem było dla nich to wszystko, co od nas usłyszeli. Czasami pomagam ludziom oglądać i poznawać Mławę, ale raczej nie ograniczam się do samej historii. Bo historia to fakty i daty. Ja natomiast mówię też o tym wszystkim, o czym czytam – o społecznym życiu Mławy.

Czy po takich spotkaniach z ludźmi z całego świata coś zostaje? Jakieś więzi przyjaźni? Może z kimś później korespondujesz? Czy te ślady, które ludzie w tobie zostawiają, a ty w nich, są tak trwałe, że szukacie się wzajemnie i utrzymujecie kontakt?

Wielu z nich jest stałymi odbiorcami tego, co publikujemy na naszym fanpage’u. Po informacji o tym, że otrzymałem tytuł Mławianina Roku 2022, posypały się gratulacje. W jednym z komentarzy syn pani, która była właśnie w ubiegłym roku, napisał, że pierwszy raz zobaczył swoją mamę w takim stanie, że nie mogła dokończyć zwiedzania, bo była zbyt wzruszona. Opowiadałem jej, jak mogło wyglądać życie jej dziadka w naszym mieście, gdzie mógł chodzić, bywać. Pokazywałem zdjęcia archiwalne i te same miejsca obecnie. Emocje były tak duże, że rozpłakała się. Ale to nie były łzy rozpaczy, tylko tęsknoty za miejscami jej przodków.

Wspomniałeś też o swojej drugiej pasji – o muzyce country. Wszyscy, którzy cię znają, a nawet ci, którzy cię nie znają, ale spotykają na ulicy człowieka w kapeluszach, wiedzą, że twoje serce bije w rytmie country. Czy masz jakieś muzyczne marzenia związane z Mławą? Czy chciałbyś coś zrobić tutaj fajnego muzycznie?

Pewnie, że mam marzenia. Mława jest trochę muzycznym ugorem. Co prawda są różne imprezy, ale przez lata w tradycję muzyczną Mławy nie weszła muzyka country. Mówię o swoich gustach, bo jeszcze mi się chce, wciąż jeżdżę na jakieś koncerty i festiwale i wiem, co gdzie się dzieje. U nas dominuje prosta muzyka, której nazwy nie wypowiem, a która jest teraz wszechobecna. W moim odczuciu ona zubaża naszą wrażliwość. Jako młody człowiek wychowywałem się na tradycyjnym rocku z Jimi Hendrixem, Santaną, Joplin, Deep Purple, Doors’ami, i pewnie, to wciąż we mnie jest. Potem przeszedłem na stronę bluesa, który jest początkiem wszystkiego. Blues to rytm serca, z którego inne gatunku wyewoluowały. A country – bo wiatr we włosach, bo spokój i to, co się z tym łączyło. W czasie dorastania, w tych pseudohipisowskich czasach polskich, w ogólnej szarzyźnie, ludzie z mojego nurtu zaczęli nosić jakieś kolorowe ciuchy, ozdoby. Myślę, że we mnie coś z tego pozostało. Żona się śmieje, że jak nikt już czegoś by nie założył, bo jest w jakimś odważnym układzie kolorystycznym, to mnie z pewnością to się spodoba. Może to młodość, tamten czas sprawiają, że mam sentyment to takich sytuacji, kolorów, takiego zachowania.

Podsumowując, można powiedzieć, że sam tworzysz nasz lokalny koloryt. Jesteś ciekawą częścią Mławy – Miasta Zabytkowego, i na pewno Mławy – miasta z ciekawą historią. Dziękuję bardzo za rozmowę.

Rozmawiała Magdalena Grzywacz